Niesamowicie rozdrażnił mnie ten film: nie mogłam zrozumieć jak Lea mogła wytrzymać ze swoimi toksycznymi "przyjaciółmi" i mężem: ciągle ją krytykującymi i umniejszającymi. Dziwiło mnie, że ona nie widzi, że ich "przyjaźń" trwa, dopóki wszyscy są na z góry przewidzianych pozycjach: dopóki mogą czuć się lepsi, dopóki mogą ją traktować z góry, to wszystko jest ok. Gdy tylko pozycje się zmieniają, znajomość się kończy. To tylko pokazuje jak wiele kompleksów i strachu tkwiło w nich samych. Zadziwiające, że nie potrafili dokonać retrospekcji. Można być tak zaślepionym? Masakra. Boże broń przed takimi znajomymi. Bardzo wzburzył mnie ten film...
Ale jak w takim razie zrozumieć samo zakończenie? Ten uśmiech po smsie od "przyjaciółki"?