Piękno, sława, pieniądze... wszystko na nic kiedy zawali się zdrowie. Nie wiem czy takie w zamierzeniu jest przesłanie tego filmu/jego autorów (nie mówię o samej historii spisanej przez bohatera), ale w wielu omówieniach i recenzjach przebijał właśnie taki morał: "spójrzcie, i co człowieku po pieniądzach (pięknie/sławie itp.), skoro jednego dnia zdrowie może się załamać, na co to wszystko?" Powtarzam, często słyszałem/czytałem takie opinie. I to jest właśnie ta nieszczerość, bo jeśli już poruszalibyśmy się w tego typu klimatach, to ten film jest właśnie o smutnej prawdzie, że pieniądze są ZAWSZE potrzebne, tak zdrowym, jak i chorym. Bo gdyby nasz bohater nie spał na pieniądzach, nie usłyszelibyśmy nigdy tej historii. Prawdopodobnie lekarze nie włożyliby tyle wysiłku w odratowanie człowieka, a już na pewno nikomu nie przyszłoby do głowy zatrudniać specjalne asystentki do tak mozolnego spisywania tego, co sparaliżowany człowiek ma do powiedzenia. Niestety, bogaty i o wysokim statusie społecznym pacjent ma o wiele większe szanse na przeżycie i bycie zrozumianym przez innych. Dlatego też - zapewne przez te wzniosłe refleksje o zdrowiu/pieniądzach - po obejrzeniu filmu gdzieś tam w głębi poczułem jakiś lekki niesmak...