Zachęcony dobrymi ocenami na filmwebie postanowiłem obejrzeć ten film, a teraz żałuje bo straciłem tylko czas. Główny bohater jest taki nijaki, widać że był tworzony tak aby przeciętny Amerykanin z klasy średniej mógł się z nim utożsamiać. Najbardziej irytuje jego użalanie się nad sobą i jego "samotnością", każdy kto doświadczył prawdziwej samotności dobrze wie że inaczej to wygląda. Miłość w tym filmie to straszna infantylizacja tego uczucia.
To kawał solidnego sci-fi, który ukazuje wpływ technologii na naszą cywilizację, społeczeństwo i życie osobiste. Już sam wątek AI sprawia iż człowiek zaczyna sobie zadawać mnóstwo pytań z nim związanych oraz w różny sposób interpretuje kolejne sceny.
Sam się zastanawiałem ile w "Samancie" jest produktu, który za pomocą prostej psychologii rozpracowuje swojego odbiorcę, a następnie dostosowuje się do jego oczekiwań. Ile z jej reakcji i uczuć to tylko mimika ludzkiego zachowania, która ma na celu ją "urealnić" (te "defekty emocjonalne" jak u zwykłego człowieka). Czy AI obserwuje człowieka, uczy się od niego i ostatecznie spróbuje go zastąpić w miejscu pracy...
Oraz ile w AI jest inteligencji i pędu do samorozwoju oraz uświadomienia sobie swojej wyższości nad "inteligencją organiczną" co też musi doprowadzić do jakiegoś buntu...
Głupim bym go nie nazwał. Nawet w warstwie uczuciowej (relacje człowiek-człowiek) jest ciekawie. Nie ma par całkowicie idealnych. Ba - ludzie w świecie powszechnie występującej technologii i ograniczonych więzi społecznych mają problem z własnymi uczuciami i zachowują się jak stuknięci. Prawie wszyscy poszukują jakiegoś nieistniejącego ideału i nie potrafią zaakceptować wad u innych... Zwłaszcza u postaci kobiecych widać problemy w radzeniu sobie z własnymi emocjami.