Pewnego pięknego lata w XX wieku nad przepięknym polskim morzem, przesiedziałam w kinie wszystkie wieczory na tym filmie. Nie wiem co mnie w nim tak pociagało, może wakacyjna nuda, może ograniczony repertuar jedynego kina w miasteczku , a może najprzystojniejszy aktor świata. Wspominam te chwile w związku z licznymi nekrologami G.Pecka. I co czytam - jedna z dwóch ról w całym dorobku aktorskim, w której jest czarnym charakterem. Ale jak mu to pasowało. A przy okazji, pamiętacie ten pojedynek w słońcu. Ona (Pearl) też była niczego sobie. Co nie?
Zgadzam się, że Gregory Peck najprzystojniejszy, chociaż innych najprzystojniejszych mogłabym wymienić jeszcze z tuzin.:)
Film jest fajny, pełen namiętności, prawdziwych dam, twardych facetów, dzikich Indianek, a scena końcowa - bomba prawdziwa i niezapomniana, gra miłości, nienawiści i gorzkiego realizmu, zobaczyłam nazwisko Davida O. Selznicka i zrozumiałam, że znowu przeminęło z wiatrem. :)
Co ja bym dał, żeby w pewien piękny letni wieczór nad polskim morzem, zobaczyć tę magiczną scenę pojedynku :)
https://youtu.be/LbwjQSBH0sE