Brytyjski emisariusz na gościnnych występach w Ameryce Południowej obala rządy i ustanawia nowe. Pytanie brzmi: jaka jest cena za taką "zabawę w Boga"? Grający główną rolę Brando miał o tym filmie bardzo dobre zdanie, wychodząc z założenia, że podejmuje on istotną tematykę. O włoskim reżyserze, Pontecorvo, wypowiadał się z jednej strony z uznaniem jako o człowieku utalentowanym, z drugiej - określał go jako sadystę, który z lubością wykorzystywał czarnoskórych statystów, płacąc im przy tym groszowe stawki. Ponoć sprzeczki pomiędzy twórcą a gwiazdą projektu na planie potrafiły osiągać naprawdę wysokie "temperatury". Sam obraz z początku może budzić lekką dezorientację ze względu na szybkie przeskoki akcji, ale potem przestaje to już przeszkadzać i rzecz okazuje się być naprawdę wciągającym kawałkiem kina historyczno-przygodowego z ambicjami. Ekranowe wydarzenia bardzo łatwo odnieść można choćby do działań CIA na tym samym terenie jakieś sto lat później, a to tylko najprostsze skojarzenie, bo wymowa jest jak najbardziej uniwersalna i spokojnie da się ją odczytać w kontekście wielu współczesnych wydarzeń. Od strony artystycznej nie jest to pozycja, która budziłaby jakiś zachwyt, ale na pewno film to niegłupi, skłaniający do przemyśleń.