Przegadany, długawy, w szarych, monotonnych barwach. Jednak po chwili zastanowienia muszę przyznać, że film ma swoje walory. Ekranizacja jak sztuka teatralna niemal- minimum środków, maksimum efektu. Młoda kobieta skrępowana dojmującą pustką współczesności i starzec, który próbuje tę pustkę przegnać. Jak dla mnie bardziej gorzki niż słodki, choć tak najbardziej szorstki, jak stary sweter z grubej wełny. Prawie każda scena gryzie skrępowaniem, nienaturalną ciszą i konwersacjami, w których bohaterowie grają narzucone z góry role, jak w szkolnym teatrzyku.