tymczasem bywał nierówny.
Obok faktycznie wybitnych prac u boku
Żuławskiego (Trzecia część nocy") ,
Kawalerowicza ("Śmierć prezydenta") ,
Falka ("Był jazz") ,
Wajdy ("Wszystko na sprzedaż", "Wesele", "Ziemia obiecana") ,
tworzył operatorskie potworki by wspomnieć nieudolnych i zwyczajnie tandetnych "Piratów" Polańskiego (a budżet był więcej niż godziwy, wnosić należy, że sprzęt również) i zwyczajnie brzydki, niechlujny, ocierający się o telewizję "Frantic", czy nieznośnie teatralne "Ręce do góry".
Doprawdy ciężko postawić go ponad Jerzym Lipmanem, Mieczysławem Jahodą, Jerzym Wójcikiem, Janem Laskowskim, Edwardem Kłosińskim czy Arturem Reinhartem... Oni byli znacznie równiejsi, nie tylko nie schodzili poniżej pewnego poziomu, wielokrotnie stać ich było na wybitność.
Tym niemniej pan Witold zasługi dla polskiego kina ma ogromne, zwłaszcza w dziedzinie śmiałego używania koloru.
No i jest ojcem faktycznie wybitnego i nieodżałowanego Piotra
i dziadkiem Piotra Jr.
Dobre geny!